1.

- Potrzebuje cię teraz, Paweł. - Wstała, zastępując mu drogę i odezwała się drżącym głosem.
- … - Zrobił głęboki wdech, przymykając na moment oczy. Dobrze wiedział, że powinien zostać, być z nią... W końcu złapał jej rękę i pociągnął ją z powrotem do stołu, powodując, że usiadła na poprzednim miejscu. Sam przysiadł na brzegu stołu, spuszczając wzrok. - Maja...
- Mo... możesz raz zająć się mną, a nie Magdą?
- Jesteś niesprawiedliwa. - Pokręcił głową. - Właśnie straciła matkę i dobrze wiesz jak jest jej ciężko. A ja nie robię nic złego.
- Ja też tracę mamę. Znowu! - Poderwała się z miejsca,odchodząc kawałek i odwracając się do niego plecami. Nie potrafiła już dłużej zapanować nad łzami, które nieustannie zbierały się w jej oczach. Tak bardzo potrzebowała teraz jego bliskości, żeby po prostu przytulił ją z całej siły i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Był tutaj, nie wyszedł, został, jednak jego obecność wcale nie powodowała, że było jej łatwiej. Patrząc w jego oczy czuła jeszcze większy ból. Nie widziała już w nich tego co kiedyś, tej miłości.
Kilka minut później usłyszała za sobą kroki matki.
- Majeczko... - Podeszła do niej kładąc dłoń na jej ramieniu. - Pan Jan właśnie dzwonił. Zaraz będzie. Pożegnajmy się teraz, tutaj...
- Ale...
- Tak będzie lepiej. - Spojrzała jej w oczy. - Proszę nie płacz. - Drżącą dłonią starła łzy z jej policzka. - Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. - Wszeptała obejmując córkę z całej siły. - Nie martw się o mnie. - Kontynuowała cały czas trzymając ją w ramionach. - Nic mi nie będzie, Jan wie co robi. Kochanie... Bądź tutaj szczęśliwa. Pamiętaj o tym, co ci powiedziała wczoraj wieczorem, dobrze? Kocham cię.
- Ja ciebie też mamo...
Przez cały czas tak bardzo starała się nad sobą panować, ale kiedy w końcu kilka minut później Bożena wyszła z domu, a ona została tutaj... Nie potrafiła dłużej tłumić tego wszystkiego w sobie. Opierając się o szafki, kucnęła, zanosząc się płaczem.
Dopiero po chwili podszedł do niej, usiadł obok niej na podłodze i obejmując ramieniem, przygarnął do siebie. Oparł policzek na jej głowie, pozwalając jej płakać. Oparta o jego tors jeszcze długo nie potrafiła się uspokoić. Za każdym razem kiedy tylko pomyślała jak długo może nie zobaczyć matki, ogarniała ją nowa fala płaczu.
- Wszystko się ułoży... - Wyszeptał, gładząc delikatnie jej włosy. - Wróćmy do domu.
- … - Odsunęła się powoli, podnosząc ku niemu opuchniętą od łez twarz.
- Chodź... - Chwycił jej dłoń wstając.
Nie miała siły protestować... Podniosła się i pozwoliła zaprowadzić się do górę do swojego pokoju. Stała zupełnie bez ruchu, obserwując, jak kładzie na łóżku jej walizkę, otwiera ją...
- Spakujesz swoje rzeczy? - Spojrzał na nią.
- …
- Majka. To nic nie da, słyszysz? - Podszedł do niej. - Rozumiem, że nie jest to dla ciebie łatwe, ale przecież wiesz, że nic nie możesz zrobić. Mama chce, żebyś była szczęśliwa, żebyś żyła normalnie, prawda? Chciałaś, żebym tu był, więc pozwól sobie pomóc! Miałem się tobą zająć, ale jak mam to zrobić?!
- Może niepotrzebnie cię zatrzymałam. Nie potrzebuję twojej litości. - Odwróciła się, chcąc wyjść z pokoju.
W ostatniej chwili złapał ją za rękę zatrzymując.
- O czym ty mówisz? - Spojrzał jej w oczy. - Okej! Nie musimy nigdzie jechać. Chciałem to odłożyć na później ale dobrze! Usiądźmy i porozmawiajmy. - Wskazał na łóżko. - Tak się naprawdę dłużej już nie da!
- Chcesz powiedzieć, że albo teraz się dogadamy, albo to koniec, tak?!
- Chcę powiedzieć, że już nie wiem co mam robić! Co nie zrobię jest źle! Majka, umawialiśmy na szczerość, umawialiśmy się na zaufanie... A ty ani nie mówisz mi co jest nie tak, ani mi nie ufasz! Czego tak naprawdę chcesz?
- … - Bez słowa usiadła na łóżku opierając się o ścianę i ramionami objęła nogi podciągnięte pod brodę.
- No powiedz. Powiedz mi co mam zrobić. - Spojrzał na nią, odzywając się już zupełnie spokojnie.
- Nie... nie umiem zrozumieć... jak była dziewczyna może być dla ciebie ważniejsza ode mnie.
- Dlaczego nie spojrzysz na to jak na przyjaźń? Z Sylwią też się przyjaźnię. I ty też.
- To nie to samo...
- Dlaczego? Maja nie widzisz, że to jest bez sensu?
- Nie ufam jej. Pamiętam jak ostatnim razem przyjechała cię odzyskać. - Odpowiedziała odwracając wzrok w stronę okna. - Pamiętam też jak bardzo ją kochałeś.
- To jest paranoja... - Pokręciłam głową. - To było dawno! Bardzo dawno!
- Zostaw mnie teraz.
- Nie widzisz, że teraz...
- Zostaw mnie! Chcę być sama! - Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
Po chwili wyszedł bez słowa, przymykając za sobą drzwi.
Położyła się, kuląc i wtulając w poduszkę. Pozwoliła w końcu łzom swobodnie spływać po policzkach. Nie wiedziała co będzie, ani nawet nie miała siły się nad tym zastanawiać. Jej matka wyjechała właśnie, nie wiadomo dokąd, nie wiadomo na ile, a z Pawłem potrafili sobie tylko skakać do oczu. Może i mówił, że chce ją zrozumieć, ale ona widziała w jego oczach tylko złość za jej pretensje, a ona nie potrafiła tego opanować. Nie mogła zaakceptować jego tak bliskich stosunków z Magdą. Nawet dzisiaj chciał do niej pojechać...

***

Prawie dwie godziny później uchylił drzwi do jej pokoju. Leżała z zamkniętymi oczami. Podszedł powoli i okrył ją kocem, po czym wyszedłm jednocześnie wybierając numer szwagierki.
- Kinia? Przepraszam, nie dałem rady. Mogę teraz ci to podrzucić? - Obejrzał się jeszcze na śpiącą dziewczynę i zamknął drzwi. - Okej, zaraz będę, cześć.

Przekręciła się na plecy otwierając oczy, w których znowu zaczynały się iskrzyć łzy. To było właśnie to, o czym tak wiele razy mówiła. Nigdy, w żadnej sytuacji nie mógł odmówić, a zwłaszcza kiedy chodziło o Magdę. Miała tego naprawdę dosyć.




Komentarze

  1. Biedna Majeczka!
    I Pawełka też mi jakoś szkoda...
    (CIEKAWE CZEMU :D)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez Ciebie Ci go szkoda! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty