17.

Poniedziałek

- Jak mi się nie chce wracać... - Westchnął, muskając jej głowę.
- Mi też... Która godzina? - Podniosła głowę z jego klatki piersiowej.
- Czekaj... - Sięgnął na nocną szafkę, odnajdując na niej telefon. - Dochodzi 12. Trzeba się zbierać, jak chcesz zdążyć...
- Mhm... Za chwilę. - Z powrotem wtuliła się w jego ramiona. - Jak tam będzie? - Odezwała się cicho.
- Tak samo. - Uśmiechnął się, gładząc jej głowę.
- Obiecujesz? - Spojrzała mu w oczy.
- Obiecuję. - Delikatnie musnął jej usta. - Chodź, wstajemy...


***

Kolejny już dzień zaczął z okropnym bólem głowy. Kiedy tylko podniósł powieki, od razu opuścił je z powrotem, a na jego twarzy pojawił się grymas. Cały weekend spędził jakby w zawieszeniu, w ogóle nie zwracając żadnej uwagi na to co działo się wokół niego, a przy tym skutecznie się znieczulając. Kiedy rozdzwoniła się jego komórka, zegar na ścianie wskazywał kilka minut przed 13. Zakrył twarz poduszką, próbując zignorować uporczywy dźwięk urządzenia. W końcu jednak zirytowany odebrał.
- Halo!
- Zduński, wiesz która jest godzina?! - Od razu po drugiej stronie usłyszał głos zdenerwowanego Janka. - Za pół godziny widzę się w 'Oazie'! Bez gadania! - Rozłączył się, nie czekając na żadną odpowiedź.
W końcu zwlókł się z łóżka i założył na siebie to, co wpadło mu w ręce. Przeszedł do salonu, a jego wzrok od razu padł na stół i leżący na nim od piątku niewielki przedmiot. Podszedł powoli i delikatnie ujął w palce pierścionek. Od razu zobaczył przed oczami twarz Majki, jej wzrok, gdy mówiła mu, że to koniec. Do tej pory w to nie wierzył. Czuł się jak w jakimś cholernym śnie, który śnił się zupełnie bez jego woli. Zacisnął pięść na błyskotce i po chwili cisnął ją z wściekłością w kąt pokoju. Oparł się dłońmi o stół, przymykając oczy. W końcu chwycił komórkę, kurtkę i wyszedł z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.

Wchodząc do 'Oazy', od razy poczuł na sobie spojrzenia Sylwii i Janka.
- W końcu łaskawie raczyłeś się pojawić! Paweł!...
- Daj mi spokój! - Spojrzał kątem oka na Janka i od razu skierował się do biura.


***

- Mógłbyś... - zaczęła sprawdzając godzinę – podrzucić mnie od razu do Sylwii? Za chwilę powinna być...
- Pewnie, tylko mów gdzie mam jechać. I nie denerwuj się tak. - Położył dłoń na jej dłoni, obserwując ją kątem oka.
- … - Uśmiechnęła się blado. - Nie wiem czy to jest dobry pomysł. - Pokręciła głową.
- Dobry. Pogadacie i przestaniesz się tym gryźć. Tutaj? - Wskazał parking pod rzędem kamienic.
- Mhm... - Przytaknęła. - Dzięki.
- Przyjechać po ciebie?
- Mmm... - Pokręciła głową. - Dam sobie radę.
- Okej, jak chcesz. W takim razie ja zajmę się kolacją. - Uśmiechnął się. - Będzie dobrze. - Pochylił się ku niej i czule musnął jej usta.
Odwzajemniła pocałunek i w końcu wysiadła z samochodu. Wolnym krokiem skierowała się w stronę wejścia do kamienicy Okońskiej i weszła na odpowiednie piętro. Zatrzymując się przed drzwiami mieszkania, przymknęła na moment oczy. Bała się. Nie chciała tracić najlepszej przyjaciółki, a wiedziała, że po tym co zrobiła nie może liczyć, że będzie jak kiedyś, że Sylwia dalej będzie stała za nią murem... Nie wiedziała po co właściwie Okońska nalegała na to spotkanie. Dopiero po dłuższej chwili wzięła głęboki wdech i nacisnęła dzwonek. Prawie od razu usłyszała kroki po drugiej stronie i w otwierających się drzwiach zobaczyła dziewczynę.
- Chodź... - Odsunęła się, wpuszczając Majkę do środka.

Niepewnie weszła do środka, zdejmując płaszcz.
- Sylwia, jeśli... - Zaczęła, ale dziewczyna od razu jej przerwała.
- Czekaj. Nie będę ci prawiła kazań, bo wiem, że to jest bez sensu. Zresztą już za późno, już wybrałaś. Chodź, nie będziemy tak stać przecież... - Uśmiechnęła się, kierując swoje kroki do salonu.
Ruszyła za dziewczyną. Prawie od razu zauważyła, że i Sylwia denerwuje się tym spotkaniem. Usiadła na kanapie, czekając co usłyszy.
- Maja... - Zaczęła w końcu. - Wiesz, że tego nie rozumiem i że według mnie robisz błąd.
- Wiem... - Przytaknęła, odzywając się cicho.
- Domyślam, że w tej twojej głowie pojawiła się myśl, że nie będę się chciała z tobą widywać. Ale to, że mi się to wszystko nie podoba i nie będę tego chwalić to jedno. A drugie, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, uwielbiam cię Mała i przecież nie chcę cię stracić. Nie patrz tak na mnie. - Uśmiechnęła się blado i mocno przytuliła dziewczynę.
- Zaakceptujesz to, co robię?
- Wiesz też, że postawiłaś mnie w trudnej sytuacji, ale nie mam innego wyjścia. Majka... - Odsunęła ją od siebie i spojrzała jej w oczy. - Powiedz mi tylko jedno. Nadal jesteś tego pewna i jest tak cudownie, jak to sobie wymyśliłaś?
- Jest. - Odpowiedziała bez wahania, a na jej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech.
- No to, co mogę ci powiedzieć? Bądź po prostu szczęśliwa. No! A teraz chodź, zrobimy sobie herbatę! - Pociągnęła ją w stronę kuchni.
- Kawę? Mocną kawę?
- Okej. - Uśmiechnęła się, wyjmując kubki.
Oparła się o stół, przyglądając się dziewczynie. Nie spodziewała się, że Sylwia tak szybko jej odpuści, przestanie przekonywać jak duży błąd popełnia. Ale w końcu miała rację – już i tak nie było odwrotu.
- Boję się. - Odezwała się w końcu. - Postawiłam wszystko na jedną kartę, nie wiem co będzie za miesiąc, pół roku... Ale teraz... - Kąciki jej ust znowu uniosły się ku górze. - Tak chyba nigdy nie było.
- Nigdy bym się tego nie spodziewała. - Postawiła przed nią kubek kawy.
- Ja też. - Odwróciła na moment wzrok. - Sama nie wierzyłam w to, co robię. Ale gdybym teraz... miała możliwość cofnąć czas... nie cofnęłabym. - Pokręciła głową.
- I w ogóle nie żałujesz?
- … - Przez chwilę milczała. W końcu jednak zebrała się, żeby odpowiedzieć. - Żałuję... bo przecież wierzyłam, że to na zawsze, że zawsze będę szczęśliwa. Ale nie było i nic na to nie poradzę. Ale teraz będzie.
- Powiedz mi coś o nim. - Poprosiła, siadając przy stole i zatapiając usta w gorącym napoju.
- Przemek... - Zastanowiła się przez moment, uśmiechając się delikatnie. - Przemek jest prawnikiem, prowadzi kancelarię z przyjacielem. Poznaliśmy się zupełnym przypadkiem. W ogóle mnie nie znał, a zajął się mną, porozmawiał... Jest... kochany. Jest ciepły, opiekuńczy... Jejku, Sylwia co mam ci powiedzieć? Że jest ideałem?
- Ideałów nie ma. - Uśmiechnęła się.
- Oj, Sylwia...
- Wiem. Majka, naprawdę chcę, żebyś była szczęśliwa. I będę za ciebie trzymać kciuki. - Uśmiechnęła się, ściskając jej dłoń. - Ale obiecaj mi coś. Jeżeli tylko coś będzie nie tak, jeżeli coś będzie działo od razu mi powiesz.
- Co się dziać?
- Po prostu obiecaj. A ja obiecam, że wtedy nie będę się wymądrzać.
- Okej. - Westchnęła. - Obiecuję.
- To teraz mów. Jak weekend? Gdzie byliście?
- Na mazurach. Przemek ma tam znajomego, który prowadzi pensjonat. Chciał, żebyśmy się oderwali od tego wszystkiego chociaż na chwilę. Podrzucił mnie tu prosto z drogi. - Mówiła, a na jej twarzy znowu pojawił się szczery uśmiech. - Wiesz jak tam pięknie? Wszędzie śnieg, a pod samym oknem mieliśmy jezioro. Pięknie.
Po upływie godziny Majka zaczęła się zbierać do... domu. Właśnie zapinała płaszcz, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Zaskoczona od razu przeniosła pytające spojrzenie na Sylwię.
- … - Bez słowa podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. - Janek? Co ty tu robisz? - Spojrzała na niego zaskoczona, kiedy ten od razu wszedł do środka.
- O! Majka, chwała Bogu, że już jesteś. Zrób coś z tym Zduńskim, bo mnie szlak trafi!
- Janek...
- … - Przez chwilę patrzyła na Zawadzkiego, nie wiedząc co robić. Jednocześnie czuła, jak w jej oczach pojawiają się łzy zupełnie wbrew jej woli. - Przepraszam, muszę już iść... - Wyszeptała w końcu, zakładając torebkę na ramię i po prostu wyszła z mieszkania.


Zatrzymała się piętro niżej i oparła plecami o ścianę. Tak bardzo starała się nie myśleć o Pawle, o tym, że chociaż cieszy się z tego, co jest teraz, to jednak to wszystko tak bardzo boli... Obiecała sobie, że nie będzie już do tego wracać. Zamknęła ten rozdział za sobą i otworzyła nowy. Starła z policzków pojedyncze łzy i w końcu wyszła z kamienicy. Nie zamawiała taksówki, musiała trochę się uspokoić, ochłonąć, zebrać myśli i skierować je na odpowiednie tory.

- Jeesteś! - Uśmiechnął się szeroko, wpuszczając Majkę do mieszkania i zabierając od niej płaszcz. - Chodź, wszystko prawie gotowe... - Splótł dłoń z jej dłonią i poprowadził w stronę kuchni.
- Mmm... Ale tu pachnie. Pięknie. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Nie zapytasz co z Sylwią? - Spojrzała na niego katem oka, sięgając po kawałek pokrojonej papryki.
- Jeśli będziesz chciała to powiesz. - Popatrzył jej w oczy i podszedł do niej, muskając jej głowę. - Chcesz rozmawiać?
- Chcę żebyś mnie przytulił? Mocno?
- … - Uśmiechnął się i przygarnął ja do siebie, zamykając w ramionach.
- Powiedziała, że nie chce mnie tracić. - Odezwała się po chwili, wtulając twarz w jego szyję. - I że będzie trzymać kciuki, żebym była szczęśliwa... Zaskoczyła mnie.
- Mówiłem, że wszystko się ułoży. Jak chcesz to zaprosimy ją kiedyś do nas, co? Muszę wiedzieć z kim się przyjaźni moja Maja. - Uśmiechnął się.
- Chcę. - Przytaknęła od razu. - Dziękuję. - Musnęła jego usta, odsuwając się.

- Mam coś dla ciebie. - Odezwał się nagle, kiedy milcząc, siedzieli jeszcze przy stole po kolacji. Wstał, puszczając jej dłoń i podszedł do komody. Z szuflady wyjął malutką torebkę i przykucnął obok jej krzesła. - Proszę.
- Co to? - Spojrzała na niego zaskoczona.
- Zobacz. - Uśmiechnął się.
- … - Przez moment patrzyła jeszcze na niego. W końcu wsunęła dłoń do środka i wyjęła zawartość – komplet kluczy. Kąciki jej ust powoli uniosły do góry.
- Witaj w domu Kochanie.
- Dziękuję. - Delikatnie pogładziła dłonią jego policzek.
- Plany na wieczór?
- Muszę się uczyć. - Westchnęła. - Mam nieobecności do zaliczenia i muszę się przygotować na jutro...
- A może... - Podniósł się i przeszedł za nią, odsuwając jej włosy i muskając delikatnie jej szyję. - Przed nauką kąpiel, hmm?
- Ale... Przemek... - Chciała zaprotestować.
- Choodź... - Chwycił ją za rękę przyciągając do siebie i musnął jej usta.
- A... po... weekendzie... nie... - Zaczęła mówić, pomiędzy kolejnymi coraz bardziej namiętnymi pocałunkami.
- Wręcz przeciwnie. - Uśmiechnął, kierując się z nią w stronę łazienki.
Po chwili znaleźli się w odpowiednim pomieszczeniu. Nie odrywając się od jej ust, odkręcił wodę. Bez problemu poradził sobie z jej bluzką, która po chwili wylądowała na podłodze. Zaraz potem jej los podzieliła jego koszula i stopniowa każda kolejna część ich ubrania. Czuł jak całkowicie poddaje się jego dłoniom na swoim nagim ciele. Była cała jego. Kochał tą świadomość. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty